Jaskinia Miętusia do Jeziorka Szmaragdowego

Jaskinia Miętusia do Jeziorka Szmaragdowego
20.02.2022 (Niedziela) Jaskinia Miętusia Skład wyprawy Ja, Zbigniew Ant i Krzysztof Kołodziejczyk Cel: Jaskinia Miętusia dojście do Awenów. Założenie: Podczas pierwszego wejścia zaporęczować jaskinie do syfonu Marynarki Wojennej (MarWoj). Podczas drugiego wejścia pokonać syfon i dojść do Awenów. W pierwszym wejściu uczestniczyli Zbyszek i Krzysiek i udało im się zaporęczować jaskinie do syfonu. Wejście drugie, podczas dojścia do jaskini cele się trochę zmieniły. Krzysztof stwierdził idziemy 5godzin i zawracamy lub dochodzimy do zielonego buta i zawracamy. Wyposażeni w pianki do pływania i resztę i niezbędnego sprzętu do pokonania jaskini spakowanego w wory weszliśmy do jaskini. Pierwszy odcinek prowadzi przez opadający jak po równi pochyłej ciasny korytarzyk, w tą stronę grawitacja jest naszym sprzymierzeńcem i ciężkie wory z lekko pomocą się zsuwają w głąb jaskini a my za nimi. W związku z tym, że wszystko było zaporęczowane i raczej w dół to szybko dochodzimy do miejsca zwanego błotne zamki. Stąd zostało nam wspiąć się po linach na około 60 m żeby znaleźć się przy głównym punkcie naszego programu. tj przy wyżej wymienionym syfonie MarWoj. Czas dojścia do syfonu około 2godzin. Pora się przebrać w piankę do pływania, mającą ochronić nas przed utratą ciepła, a następnie zmierzyć się z lękiem. Kiedyś się zarzekałem, że nigdy w życiu do jaskini nie pójdę, a co dopiero wchodzić w jaskini pod wodę. I kolejny raz życie ze mnie zakpiło i postawiło mnie w sytuacji, w której nigdy nie miałem być "Nigdy nie mów nigdy" Ubrani z zabezpieczonymi rzeczami przed zamknięciem w workach na śmieci wchodzimy do wody. Pierwszy poszedł Krzysiek, Z każdym krokiem był coraz głębiej, aż wodę miał po szyję i doszedł do ściany pod, którą musiał włożyć głowę i przesmyknąć się do dalszej części syfonu gdzie była komora powietrzna. Poszło mu to sprawnie. Teraz moja kolej, do ściany dochodzę spokojnie, pianka chroni przed zimną wodą, w kilku centymetrowej szczelinie nad lustrem wody widzę, że Krzysiek przeszedł i dobrze się ma. Pozostaje mi zanurzyć głowę i przecisnąć się jak on pod ścianą, w tym momencie oddech mi przyśpiesza, chwilowy atak paniki, kilka głębszych wdechów, uspokoiłem oddech, nabieram głębokiego wdechu, zatrzymuje powietrze i przeciskam się. 2 sekundy później jestem w komorze. Nie było tak strasznie jak myślałem. Zbyszek idzie za mną, Krzysiek już opuszcza komorę, Trzeba zrobić taki sam manewr, tym razem już bez paniki ładuje się za Krzyśkiem żeby po chwili wyjść z wody. Za syfonem przebieramy się w suche ubranka i idziemy dalej, nikt z nas jeszcze nie był w tych partiach. Troszkę błądzimy, sprawdzamy plan jak iść dalej bo co jakiś czas mijamy rozwidlenia ,aż w końcu dochodzimy do syfonu Zielony But. Jest w nim trochę wody, Krzysiek przechodzi, ja się waham bo nie chce pomoczyć ubrania. Ale w końcu się zdecydowałem, przechodzę na czworaka po kamieniach tam poukładanych, niestety rękawki i nogawki zamoczyłem. Dotarliśmy do Szmaragdowego jeziorka i biwaku, Pomimo wcześniejszych założeń wysuniętych przez Krzyśka , że idziemy do zielonego buta i zawracamy widać było, że ma ochotę iść dalej, z resztą nie tylko on. Niestety stan wody w jeziorku był zbyt duży, a pianki zostały przy MarWoju, więc postanowiliśmy zawrócić. W drodze powrotnej powtórka z zabawy w syfonie, tym razem jako weterani pokonywania tego typu przeszkód przechodzimy przez niego jak burza. W drodze powrotnej zabieramy liny i karabinki, zjeżdżamy do błotnych zamków skąd znowu musimy się wspiąć po linie. Idę jako pierwszy. W worku wszystko to co miałem wcześniej plus dodatkowa lina i pianka z wodą którą wchłonęła. Worek założyłem na plecy. W połowie liny orientuje się, że lepiej było by mieć ten worek podwieszony pod sobą, nie odchylało by mnie tak do tyłu i szło by się dużo lepiej. Kiedyś o tym czytałem albo była o tym mowa na kursie. Po 7 godzinach jesteśmy w Komorze pod Matką Boską ( wisi tam obrazek Matki Boskiej) do pokonania zostaje ciasny korytarz. Ten w którym na początku grawitacja była naszym sprzymierzeńcem. Teraz okaże się największym wrogiem. a worki dziwnym trafem nie zaczynają się unosić w powietrzu. Ciasny korytarzyk na szczęście nie jest strasznie ciasny, Potężnie zbudowany mężczyzna pokroju Zbyszka ma w nim trochę miejsca, ale worka już na plecy nie da się założyć, więc trzeba go pchać przed sobą, przez korytarz długości około 100m a do pokonania jest różnica poziomów około 60 m. Krzysiek poszedł pierwszy , ja drugi Zbyszek ostatni. "A mogłem siedzieć w domu i zjeść tradycyjny niedzielny obiad..." Mniej więcej takie słowa mimowolnie wypłynęły z moich ust, w okolicach połowy ciasnego korytarzyka. A zamiast tego to pcham przed sobą jakiś żółty worek, a jak się nie da popchnąć to rzucam nim co pół metra. I po co ? I na co? No cóż odpowiedź jest prosta. Dla wspomnień. Żeby na stare lata sobie to przeczytać i przypomnieć jak fajnie było. Po wyjściu z otworu pierwsza myśl jaka była to nigdy więcej tam nie pójdę Nigdy nie mów nigdy A teraz, jak to pisze tj. dwa dni później inaczej na to patrzę, było fajnie. Było ciężko, ale było warto. Dzięki panowie za wyprawę.
 
 
 
 
 
Wyświetlona przez Kapitan Diablak o 00:07
 
Otwórz
 
 
20:

Dodano: 20 lutego 2022 r.

 

  • Polski Związek Alpinizmu
  • Fundusz Berbeki
  • Bezpieczny Powrót
  • Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe
  • strona tatry.przejścia.pl
  • Tatrzański Park Narodowy
  • Numeryczna prognoza pogody
  • Horska Zahranna Sluzba