Baranie Rogi
Baranie Rogi 22.02.2025 Zbyszek Ania i Konrad
Niedziela 23 luty godzina 9:59 prezes pisze do mnie wiadomość "A opis jakiś do wycieczki walniesz". Ja se myślę: "Chłopie dej się zregenerować po wczoraj. Dopiero wstałem. A 24 godzin wcześniej byliśmy na szlaku w kierunku do doliny 5 stawów spiskich, startowaliśmy ze Starego Smokowca gdzie temperatura była grubo poniżej zera, na parkingu żałowałem że mam tylko jedną kurtkę i sugerowałem żeby Ania zakryła łydki. Nieskutecznie. Po dojściu do Hrebienioka temperatura już tak nie przeszkadzała, można było nawet zdjąć rękawiczki, a następnie że wzrostem wysokości naszej i słońca na niebie było coraz cieplej. W chacie Zamkowskiego zrobiliśmy sobie przerwę na śniadanie. Do tego momentu na pięcie Zbyszka zdążył się pojawić bąbel powodujący dyskomfort, na szczęscie Ania zawsze ma przybsobie apteczkę i poratowała go plasterkiem. Kolejnym przystankiem miała być chata Tery'ego. Tam docieramy już prawie roznegliżowani, żar lał się z nieba, z utęsknieniem wspominaliśmy chłód panujący na parkingu. W chacie There'ego zamawiamy piwo bezalkoholowe, ewidentnie każdemu chciało się pić. Zbysiu kolejny raz plajstruje piętę, a my liczymy ile nam zostało przewyższenia do szczytu Baranich Rogów, które były naszym dzisiejszym celem, wyszło nam że ponad pińcset metrów. Ciężko było nam wstać z krzeseł , padały sugestie że wracamy niby żartem, ale myślę, że w głębi duszy każdy tego chciał, tylko nikt tak naprawde nie chciał tego powiedzieć zdecydowanie i z przekonaniem. Wyszliśmy że schroniska, przeszliśmy przez staw podeszliśmy pod zbocze gdzie konieczne było ubranie raków i zaopatrzenie się w czekany. Myślę sobie ino pięćset metrów, jak ze schroniska na Markowych Szczawinach na szczyt Babiej Góry, powolutku krok za krokiem do dwóch godzin będziemy na szczycie. W jednej czwartej podejścia do Baraniej przełęczy Zbyszek zgłasza problem z piętą, musimy zrobić przystanek. Gruba akcja, w ruch wchodzi bandażowanie pięty, które na szczęście pomogło. W czasie podejścia żar leje się z nieba, zapas płynów które niesiemy szybko ubywają. Pogoda petarda, niebo niebieskie, bez żadnej chmurki, bez wiatru, warunki idealne, ale tęsknimy za choćby małym zefirkiem. W takich warunkach docieramy na szczyt. Tam spędzamy kilkanaście minut. Można by powiedzieć udało się. Jednak podczas zejście prezes przypomniał, że to nie koniec, że najczęściej ludzie giną podczas zejścia. Mówię mu żeby nie krakał, co oczywiście przynosi efekt odwrotny, wiem jakie są statystyki po co o tym mówić i to w najbardziej wymagającym terenie. Odcinek od szczytu do przełęczy jest dość eksponowany i popełnienie tam błędu nie jest wskazane. Śnieg już zmienił swoją strukturę i trzeba było uważać, wcześniej był betonik a teraz przyją strukturę kaszy i wyjeżdżał z pod buta. Do przełęczy czułem podwyższony stres. Od przełęczy już mentalny luz, najniebezpieczniejsze miejsca mieliśmy za sobą. Na zejściu mijaliśmy ludzi bez koszulek, żar jeszcze lał się z nieba, ale nad chatą już pojawił się cień, po dotarciu do niego odczuliśmy przyjemny chłód, w chacie odkryłem przepyszną zupe czosnkową którą przegryzałem kanapką zrobioną przez Anię. Już byłem szczęśliwy że nam się udało, ale z tyłu głowy echem odbijały się słowa prezesa o statystykach , więc pełny sukcesu ogłosiliśmy dopiero na parkingu. Chociaż statystyki podróży samochodem na zmęczeniu też nie są zbyt korzystne. Także w napięciu dotarliśmy do domu z którego po przespaniu się, po zachęcie prezesa na spontanie powstała tą relacja." Pozdrowienia dla wszystkich klubowiczy TKG Vertikal.
22 lutego 2025 r.