08.09.2023 – Tatry. Żabia Turnia Mięguszowiecka.
Środkiem ściany, VI+. Przemek Pawlikowski, 6h
Podobno kiedyś, w latach 70-tych i 80-tych była to droga dosyć popularna. Od lat 60-tych przechodzona klasycznie. Po przejściu drogi wiemy jednak, dlaczego dzisiaj prawie nikt tam nie zagląda;) Zwłaszcza drugi wyciąg to balansowanie wśród odstrzelonych bloków rozmaitej wielkości. Nie za bardzo wiadomo za co łapać aby nie spadło... Jak to się w ogóle trzyma? :D
P.S. Naszym zdaniem haki i młotek niezbędne.
Fajna przygoda
25.08.2023 – Tatry. Mały Kieżmarski Szczyt.
Lewą częścią północnej ściany Złotego Kopiniaka tzw. Diretissima VI+/VII- (do Niemieckiej Drabiny). Adam Wojdyła, 6h
Droga raczej dla osób lubiących się trochę pobać ;) Niezbyt intuicyjny przebieg, mokre trudności, sporo kruszyzny. Ale tak na jeden raz jest oki
Zaciecie Fiali ( Fialov Kut ) VII
Bardzo ładne i lite zaciecie z dobrą własną asekuracją; haki przy głównych trudnościach i na stanowisku. Jeśli chodzi odczuwalne trudności to zdecydowanie nie więcej niż VII-
13.09.2023 r.
Adam Wojdyła, Boguś Głuc
Szarpane Turnie Pllŝkova Cesta VI-
Droga która warto zrobić i polecic;) Bardzo ładna od pierwszego do ostatniego wyciągu,a jest ich w sumie 5.
Wspinanie w litej skale z dobra asekuracja i kilkoma stałymi punktami i stanowiskami
07.09.2023 r.
Adam Wojdyła i Boguś Głuc
Wejście kursowe do jaskini w dniu 20 sierpnia 2023 r.
Uczestnicy: Beata, Kamil, Kuba i Grzesiek
Hokejka na zachodniej ścianie Łomnicy
Adam Wojdyła i Paweł Orawiec
16 sierpnia 2023 r.
Na Igłach Chamonix od południa wraz z Marcinem. Znany rejon, ponoć jedyny w swoim rodzaju. Pierwsza droga czyli Georges była w miarę sucha ale na drugiej dostaliśmy po nosie. Prognozy się nie sprawdziły i deszcz przyszedł rano zamiast późnym popołudniem. Musieliśmy poczekać aż przeschnie i weszliśmy w Children przy mokrych rysach. To była szkoła życia wspinacza :D
6a+ to takie VII- na nasze.
Drogi oscylują wokoło 10 wyciągów, ciągowe wspinanie. Prawie nie ma restowych wyciągów...
1) 27.07.2023 – Alpy. Envers des Aiguilles. Pointes des Nantillons. Bienvenue au Georges V. 6a+, 350m. Marcin Drwota
2) 28.07.2023 – Alpy. Envers des Aiguilles. Aiguille de Roc. Children of the Moon. 320m. 6a+. Marcin Drwota
Paweł Orawiec
Batyzowiecki droga Pytlakuv Expres VI+
Droga ładna, lita i pewna asekuracja, na większości stanowisk dwie plakietki. Droga napewno godna polecania, ładna, logiczna linia i łatwa jak na VI+;)
Adam Wojdyła Kamil Łazarz 13/08/2023
W systemie jaskiń Demianowskich - Grzesiek, Łukasz, Marcin, Witek, Zbyszek
Dolina Demianowska, Niżne Tatr
06.06.2023
30 lipca 2023 r.
Uczestnicy: Ania, Jarek, Kamil i Grzesiek
Fot. Anka i Kamil
Jaskinia Śnieżna - do Wodociągu
Uczestnicy: Ania, Beata, Jarek, Jurej, Jakub, Kamil, Grzesiek i Krzysiek
23 lipca 2023 r.
Trawers od otworu jaskini Nad Kotlinami do otworu jaskini Śnieżnej.
17.07.2023 w składzie : Michał Różański(Speleoklub Tatrzańśki), Jan Bystrzycki (Speleoklub Tatrzańśki), Konrad Dyrcz (TKG Vertikal), Damian Pawlikowski (TKG Vertikal) przeszliśmy trawers od otworu jaskini Nad Kotlinami do otworu jaskini Śnieżnej.
A teraz czas na trochę przydługawą i być może nudną historie jak to się odbyło. :)
Planowanie
Pomysł trawersu narodził się podczas wyjścia do Marmurowej 18.06.2023, było to wyjście kursantów któremu towarzyszyłem. Równolegle do tej jaskini wybrali się Damian i Michał (Misiek). W czasie tego wyjścia wszyscy spotkaliśmy się przy otworze Marmurowej i z luźnej gadki wynikło, że fajnie było by zrobić trawers Nad Kotliny- Śnieżna. Idea została zasiana w naszych głowach, pozostało tylko poczekać, aż zacznie kiełkować.
Po powrocie z wyjścia usiadłem nad szkicami tych jaskiń i przeanalizowałem ile sprzętu jest potrzebne. Wyszło mi, że do poręczowania potrzeba około 950 m lin i około 115 karabinków.
Oznaczało to że albo trzeba dużej ilości ludzi żeby to wnieść, albo trzeba będzie to wnosić na raty.
Powstała grupa na messengerze, na której rozważaliśmy różne warianty przejścia tego trawersu i ustaliliśmy wstępny termin oraz dodaliśmy potencjalnych partnerów. Termin padł na 17 lub 19 lipca. Jednym z wariantów który rozważaliśmy było zaporęczowanie Śnieżnej, a następnie zjazdy „na złodzieja” Nad Kotlinami. Wstępnie pomysł się nam spodobał. Dodatkowo dowiedzieliśmy się, że Nad Kotliny są już zaporęczowane do „Mokrej 40ki” i możemy skorzystać z tych lin, czyli praktycznie połowa roboty zrobiona i „na złodzieja” będzie trzeba zjechać mniej razy.
Depozyt
Czas mijał nieubłaganie, zbliżał się termin, w którym zaplanowaliśmy wyjście. Liny wisiały w Nad Kotlinami. Nie wiedzieliśmy jak długo tam będą i zacząłem odczuwać wewnętrzne parcie, że trzeba cisnąć z linami do Śnieżnej. Umówiliśmy się z Miśkiem, że 12 lipca idziemy zanieść depozyt pod otwór, 11 lipca przygotowałem sprzęt i spakowałem do plecaka - wyszło 30,5kg. Myślę se, że we dwóch to damy rade to wynieść bez problemu.
Jednak prognozy troszkę się zmieniły i miały być burze koło południa, dodatkowo Misiowi coś wypadło. No dobra przenosimy na następny dzień spacerek z ciężarem.
12 lipca koło południa zaczął padać deszcz, siedziałem w domu i obserwowałem prognozy pogody, w Tatrach około 14-tej ma się zacząć robić pogoda, jest po 12-tej, wziąłem plecak i wsiadłem w samochód. Myślę sobie, że ogarnę temat, na spokojnie 30 kg wyniosę do Śnieżnej, zawsze chciałem spróbować jak to jest być nosiczem, oni przecież więcej dźwigają, więc też powinienem dać rade.
Po 14-tej byłem już na parkingu przed wejściem na szlak, niebo pochmurne, ale widać było że już to co się miało wylać to się wylało i temperatura spadła, więc burz też raczej nie będzie, wszystko zgodnie z prognozą pogody.
Po trzech godzinach marszu z kilkoma przerwami na odpoczynek, dotarłem pod jaskinię i zrzuciłem ciężar z pleców. Ulga była niesamowita, a szacunek do pracy Nosiczy wzrósł jeszcze bardziej.
Plecak ze sprzętem schowałem pod kamieniem. Zerknąłem do jaskini i okazało się że wiszą tam liny. Po powrocie zameldowałem, że zaniosłem liny i że w Śnieżnej też wiszą . Michał dowiedział się czyje one są i po rozmowie z właścicielem otrzymał zgodę na skorzystanie z nich. Miały tam wisieć jeszcze tydzień.
Przedyskutowaliśmy sprawę i stwierdziliśmy, że przeniesiemy liny wyżej i będziemy poręczować Nad Kotliny do końca, będzie to bezpieczniejsze niż zjazdy „na złodzieja” podczas których może lina się gdzieś zaklinować co spowoduje odcięcie sobie odwrotu i możliwości dojścia do Śnieżnej.
14 lipca umówiliśmy się na przeniesienie depozytu wyżej, tym razem na lekko do Śnieżnej z Misiem, skąd Misiu wziął plecak z linami, a ja worek. Michał targany wyrzutami sumienia, że sam wynosiłem ostatnio ten sprzęt wziął na siebie większy ciężar. Wyraził szacunek za to, że wyniosłem to do Śnieżnej i obiecał flachę :D Połechtało to moje ego, a skromność nakazywała powiedzieć ,że nie trzeba. Chociaż wiadomo że się należy :D
Wspólnie wynieśliśmy liny wyżej, trochę nam zajęło znalezienie otworu ale się udało. Schowaliśmy plecak i z nastawieniem, że 17-tego będziemy działać wróciliśmy do domów.
Prognozy
14 lipca 23:01 na messengerze Michał wysyła wiadomość ze zrzutem ekranu z prognozą pogody.
W dniu planowanej akcji ma być burza i opady.
15 i 16 spędzam na sprawdzaniu prognozy, rano i wieczorem ma być ładnie burze w środku dnia. Myślę sobie po cichu, że w czasie największych burz będziemy w jaskini i będziemy bezpieczni.
Na grupie jednak wyczuwam wątpliwość pada stwierdzenie „Jak się jutro prognoza nie zmieni to nie przejdzie”
16 lipca po południu po rozmowie z Michałem i Damianem pada decyzja. Idziemy.
Akcja
17 lipca o 5:00 spotykamy się na parkingu przy Groniku, idzie nas czwórka, ja, Michał, Damian i Jasiek, którego tego dnia dopiero poznałem. Na podejściu piękna pogoda, nic nie wskazuje, że będą burze i deszcz. Po dotarciu do otwory Nad Kotlinami przygotowujemy liny, pakujemy do worów, dzielimy się sprzętem. Wykonujemy telefony, aby poinformować o godzinie alarmowania i przypominamy jaki mamy plan działania.
Około 8:40 wchodzimy do otworu.
Zlotówkę pokonujemy bez problemy, ale okazuje się, że jeden wór jest dość mocno dociążony i akurat w pierwszej kolejności trafił się mnie. Niby teraz pokonujemy jaskinie w dół, więc nie powinno być z nim problemów, ale jednak dawał o sobie znać.
Następnie pokonujemy dwa małe prożki i Studnię Piętrową. Po Studni chwilę szukaliśmy dalszej kontynuacji, Michał wczołgał się w odpowiedni otwór i znalazł liny prowadzące do Studni pod Wantą. Za nią znajdowała się kolejna studnia, zwana Studnią z Mostami. Chyba na wszystkich zrobiła imponujące wrażenie. Zresztą jak cała jaskinia, ale tutaj było pierwsza prawdziwe „ŁAŁ” wychodzące z głębi człowieka. I trzeba ją samemu zobaczyć, żeby zrozumieć to o jakim ŁAŁ piszę :D Na dnie Studni znajduje się tablica pamiątkowa informująca, że tutaj swoje ostatnie chwile życia spędził Waldemar Much, który zginął 3 listopad 2001r.
Za Studnią z Mostami czekał na nas depozyt, w którym znajdował się sprzęt do zaporęczowania „Mokrej 40-tki”. Dochodzimy do niej pokonując ciasny, ale urokliwy Meander, w którym największy wór sprawia nam trochę kłopotów.
Po dotarciu do pierwszych batinoksów od Mokrej ustalamy, że będę poręczował.
40-tka zaczyna się około dziesięcio metrową pochylnią, która kończy się na punkcie znajdującym się na winklu (określenie mało taternickie ale takie mi do głowy przychodzi), za który trzeba się wychylić. Za nim ukazał mi się widok robiący drugie ŁAŁ, oraz trzy punkty na których trzeba zrobić mały trawers, żeby następnie zjechać do dna studni. Na ścianach studni widać ciekawie ułożone warstwy żył żelaza (przynajmniej tak Michał twierdził, a ja uznałem to za prawdę, bo przypominały kolorem rdze, geologiem nie jestem :) )
Podchodzimy kilka metrów do góry i dochodzimy do Studni Szywały. Wiszą tam równolegle do siebie dwie liny kierunkowe koloru czerwonego. Montuje linę poręczową, dopinam się do lin kierunkowych i dojeżdżam do ściany po drugiej stronie. Punkt, na którym trzeba tutaj zrobić przepinkę znajduje się dość wysoko. Z lin kierunkowych wypuszczony jest koniec liny który zwisa pionowo w dół , na którym porobione są węzły i pętle, wkładam nogę w pętlę wstaje na niej i wpinam karabinek w punkt. Lonżą jednak nie dostaję do karabinka, dlatego wpinam małpę nad pętlę i podchodzę dzięki czemu mogę dopiąć lonż do karabinka w punkcie. Robię przepinkę i zjeżdżam dalej. Na szkicu jest napisane, że do kolejnego punktu należy się dowahać. Zjeżdżam około 25m, w pewnym momencie kontakt ze ścianą się urywa. Po dotarciu na wysokość punktu stwierdzam że trzeba się dowahać :), ale brakuje mi kilku centymetrów żeby sięgnąć ściany i nadać sobie impetu. Po kilku chwilach naciągania się, po wykonaniu kilku ruchów przypominających żabkę uznałem, że to jest bez sensu i przypomniałem sobie, że u góry są koledzy, którzy mogą pchnąć linę na której wiszę. Ładnie poprosiłem, żeby to uczynili i po chwili zbliżyłem się do ściany od której się odepchnąłem, dzięki czemu mogłem sięgnąć batinoksa. Do dna zostało około 46 m i dwie przepinki. To już poszło bez większych emocji. Po dotarciu do dna oczekiwałem na towarzyszy. Michał dotarł do mnie pierwszy i dostałem pochwałkę, że sprawnie mi poszło poręczowanie. :) Oczywiście połechtało to moje ego :)
Następny punktem programu jest dotarcie do Studni Setka lub Obejścia Gliwickiego. My wybieramy to drugie. Do Obejścia trzeba pokonać do góry prożek, na którym już wisi lina. Pierwszy odcinek obejścia ja poręczuję. Dwa następne Damian. Po pokonaniu obejścia robimy sobie przerwę na posiłek. Jasiek udostępnia worek z jedzeniem i regenerujemy siły przed dalszą drogą. Na stół wchodzą kabanosiki, kanapki, batoniki, żelki, colka i herbatka.
Zostało nam kilka krótkich odcinków do zaporęczowania. Jak się później okazało tak naprawdę został jeden, a na reszcie wiszą już liny, które chyba pamiętają kilka pokoleń grotołazów. Ten jeden odcinek zaporęczował Michał. Po kilku minutach docieramy do wodociągów.
Przeciskając się wodociągami Michał stwierdził, że jest niski poziom wody. Kilka minut później odnieśliśmy jednak wrażenie, że wody przybywa. Znaleźliśmy linę wyprowadzającą z wodociągów. Po upewnieniu się, że to właściwa lina wspięliśmy się po niej. Przez chwilę jeszcze miałem moment zwątpienia czy dobrze idziemy , ale po dotarciu do Prożka Jenne’go byłem pewny że jesteśmy na dobrej drodze do wyjścia.
Plan był taki, że do Wielkiej Studni idziemy bez przerwy, do pokonania mieliśmy Prożek Jenne’go, II Płytowiec,I Płytowiec i dwa małe prożki. Za pierwszym razem jak tutaj byłem to było sucho. Dzisiaj jednak z góry leciała woda, która uprzykrzała podchodzenie i drażniła w chwilach oczekiwania na zwolnienie liny. Po dotarciu do Wielkiej Studni, byliśmy przemoczeni. Tutaj szybki zastrzyk energii, weszły batony, żelki i herbatka. Morale zostało podbudowane.
Do góry idziemy w kolejności ja, Michał , Damian i Jasiek. O dziwo dość sprawnie pokonuje studnie, ostatnio jak tutaj byłem to mnie pucyło dość mocno. Michał ze względu na brak kostkowca szedł trochę wolniej. Czekałem na niego nad studnią, ale nie doczekałem, już czułem, że się wychładzam, więc jak tylko zobaczyłem jego światełko zakomunikowałem, że idę dalej, bo mi zimno. Była zgoda, więc poszedłem, powoli się rozgrzałem , a w głowie tylko jedno marzenie, żeby tam u góry było słońce. Do pokonania został tylko Lodospad. Niecałe 100 m do góry, słyszałem, że Michał jest już za Studnią, więc przyśpieszyłem. Pozostając w kontakcie słuchowym, zbliżałem się do wyjścia, dostrzegłem w końcu otwór, a nad nim niebieskie niebo. Powiedziałem Misiowi, że jest niebiesko, on dalej przekazał, że jest na polu słoneczko. Chłopy się ucieszyły.
O 17: 29 byłem na powierzchni uderzyła mnie fala ciepła, która od razu poprawiła humor i ogrzała. Widok Giewontu wyłaniającego się znad białej chmury wywołał kolejne ŁAŁ tego dnia.
O 17:40 wszyscy byliśmy na powierzchni.
Składamy Podziękowania dla ekip, które poręczował Śnieżną i część Nad Kotlinami. Bez tej roboty którą wykonali na pewno nie udało by się tego zrobić od strzała.
Autor tekstu: Konrad Dyrcz