20.03.2025 lot z Warszawy do Wiednia i dalej do addis Abeby, potem do Edebbe .
Pierwszego dnia ogród botaniczny z olbrzymią ilością gatunków drzew i pływanie po zatoce.
Kolena atrakcją i aklimatyzacja to wejście na wulkan.
Treking klasycznie, po zarejestrowaniu i noclegu, kilka dni z noclegami w bazach (domki z pryczami piętrowymi). W porównaniu do Himalajów dużo bardziej dziki i wymagajacy.
Z ostatniego obozu wyjście szczytowe o godzinie 1.00 z czołówkami. Dodatkowym utrudnieniem była burza śnieżna w godzinach wieczornych co spowodowało oblodzenie trasy i zalodzenie lin poręczowych. Trzeba było przejść przez dwa lodowce i ostatni odcinek graniowy. O trudnościach wejścia może świadczyć fakt, że tylko połowa uczestników weszła na szczyt. Powrotny treking jeszcze bardziej trudny bo w wersji przyspieszonej. Za to mogliśmy w ostatnim dniu skorzystać z raftingu po pięciu wodospadach początkowego Nilu.
Nadesłał Leszek Pieniążek
W dniach 28 luty do 4 marca działaliśmy narciarsko w Alpach Retyckich. Ściślej odwiedziliśmy grupę Ortlera oraz Otztal rejonu Maso Corto. Wyszła z tego piękna słoneczna Italia :)
Pogoda dopisała. Prawdziwym wyzwaniem, okazała się logistyka gdyż przyjechaliśmy przed sezonem skiturowym. Zamknięta jedna z dróg z Santa Cateriny do Forni wymusiła zmiany planów. Ale i tak w pierwszym dniu udało się podejść w rejon lodowca spływającego z Monte Vioz. W drugim dniu wyszliśmy niemal na szczyt Monte Giumella skąd w zupełnej samotności, w nienaruszonym śniegu zjechaliśmy po lodowcu do doliny. Trzeci dzień to działanie w Alpach Otztalskich. Wspomogliśmy się koleją linową w ośrodku narciarskim Maso Corto lecz po przejściu grani i zjechaniu na lodowiec Hintereis spotkaliśmy tylko kilka osób. Wyszliśmy na Punta Vallelunga a potem jeszcze na Przeł Hintereis.
Piotrek Krzan i Paweł Orawiec
Baranie Rogi 22.02.2025 Zbyszek Ania i Konrad
Niedziela 23 luty godzina 9:59 prezes pisze do mnie wiadomość "A opis jakiś do wycieczki walniesz". Ja se myślę: "Chłopie dej się zregenerować po wczoraj. Dopiero wstałem. A 24 godzin wcześniej byliśmy na szlaku w kierunku do doliny 5 stawów spiskich, startowaliśmy ze Starego Smokowca gdzie temperatura była grubo poniżej zera, na parkingu żałowałem że mam tylko jedną kurtkę i sugerowałem żeby Ania zakryła łydki. Nieskutecznie. Po dojściu do Hrebienioka temperatura już tak nie przeszkadzała, można było nawet zdjąć rękawiczki, a następnie że wzrostem wysokości naszej i słońca na niebie było coraz cieplej. W chacie Zamkowskiego zrobiliśmy sobie przerwę na śniadanie. Do tego momentu na pięcie Zbyszka zdążył się pojawić bąbel powodujący dyskomfort, na szczęscie Ania zawsze ma przybsobie apteczkę i poratowała go plasterkiem. Kolejnym przystankiem miała być chata Tery'ego. Tam docieramy już prawie roznegliżowani, żar lał się z nieba, z utęsknieniem wspominaliśmy chłód panujący na parkingu. W chacie There'ego zamawiamy piwo bezalkoholowe, ewidentnie każdemu chciało się pić. Zbysiu kolejny raz plajstruje piętę, a my liczymy ile nam zostało przewyższenia do szczytu Baranich Rogów, które były naszym dzisiejszym celem, wyszło nam że ponad pińcset metrów. Ciężko było nam wstać z krzeseł , padały sugestie że wracamy niby żartem, ale myślę, że w głębi duszy każdy tego chciał, tylko nikt tak naprawde nie chciał tego powiedzieć zdecydowanie i z przekonaniem. Wyszliśmy że schroniska, przeszliśmy przez staw podeszliśmy pod zbocze gdzie konieczne było ubranie raków i zaopatrzenie się w czekany. Myślę sobie ino pięćset metrów, jak ze schroniska na Markowych Szczawinach na szczyt Babiej Góry, powolutku krok za krokiem do dwóch godzin będziemy na szczycie. W jednej czwartej podejścia do Baraniej przełęczy Zbyszek zgłasza problem z piętą, musimy zrobić przystanek. Gruba akcja, w ruch wchodzi bandażowanie pięty, które na szczęście pomogło. W czasie podejścia żar leje się z nieba, zapas płynów które niesiemy szybko ubywają. Pogoda petarda, niebo niebieskie, bez żadnej chmurki, bez wiatru, warunki idealne, ale tęsknimy za choćby małym zefirkiem. W takich warunkach docieramy na szczyt. Tam spędzamy kilkanaście minut. Można by powiedzieć udało się. Jednak podczas zejście prezes przypomniał, że to nie koniec, że najczęściej ludzie giną podczas zejścia. Mówię mu żeby nie krakał, co oczywiście przynosi efekt odwrotny, wiem jakie są statystyki po co o tym mówić i to w najbardziej wymagającym terenie. Odcinek od szczytu do przełęczy jest dość eksponowany i popełnienie tam błędu nie jest wskazane. Śnieg już zmienił swoją strukturę i trzeba było uważać, wcześniej był betonik a teraz przyją strukturę kaszy i wyjeżdżał z pod buta. Do przełęczy czułem podwyższony stres. Od przełęczy już mentalny luz, najniebezpieczniejsze miejsca mieliśmy za sobą. Na zejściu mijaliśmy ludzi bez koszulek, żar jeszcze lał się z nieba, ale nad chatą już pojawił się cień, po dotarciu do niego odczuliśmy przyjemny chłód, w chacie odkryłem przepyszną zupe czosnkową którą przegryzałem kanapką zrobioną przez Anię. Już byłem szczęśliwy że nam się udało, ale z tyłu głowy echem odbijały się słowa prezesa o statystykach , więc pełny sukcesu ogłosiliśmy dopiero na parkingu. Chociaż statystyki podróży samochodem na zmęczeniu też nie są zbyt korzystne. Także w napięciu dotarliśmy do domu z którego po przespaniu się, po zachęcie prezesa na spontanie powstała tą relacja." Pozdrowienia dla wszystkich klubowiczy TKG Vertikal.
Wyjazd w Wysokie Taury w składzie Szymek Tatar, Wiesiek Kowalski i Paweł Orawiec.
Działaliśmy cztery dni pod rząd w dniach 13 do 16 stycznia 2025 plus dwa dni na dojazd. Śniegu było bardzo mało więc cele i w ogóle całe plany trzeba było modyfikować. To jest jedna z najbardziej bezśnieżnych zim w historii - w Tyrolu także. Ale coś tam się udało.
W każdy dzień skitura miała co najmniej 1200 m przewyższenia. Ze względu na zamknięte schroniska musieliśmy się sporo nachodzić więc kilometrów było niemało. Ogólnie piękny region. Wyszliśmy na dwa szczyty Hochgasser 2922 mnpm i Rote Saule 2993 mnpm. Poszliśmy też do odległej doliny w kierunku szczytu Seekopf oraz w ostatni dzień łaziliśmy po lodowcu u podnóża najwyższego szczytu Austrii - Grossglocknera
Uczestnicy: Aneta, Grzesiek, Krzysiek, Leszek, Wojtek i Zbyszek
05 stycznia 2025 r.
28.11.2024
Jaskinia Miętusia. W składzie Konrad Dyrcz, Michał Różański, Jan Bystrzycki
Wyjście do jaskini Miętusiej, do syfonu Marynarki Wojennej, wygląda że by puścił. A następnie powrót i zjazd do syfonu w Wielkim Kominie.
Szkolenie wewnEtrzne TKG Vertical na Hali Gąsienicowej z wybranych elementów asekuracji i nowinek technicznych.
13 października 2024 r.
Kieżmarski Szczyt - Lewy Puskas IV
Zespół Ania i Konrad
7 września 2024 r.
Na Kieżmarski szczyt planowaliśmy wejść od pewnego czasu, niestety w wolne weekendy pogoda nie chciała się dopasować do naszych planów i osiągnięcie celu oddalała się w czasie. W ten weekend miało być inaczej, pogoda zapowiadała się stabilna więc postanowiliśmy spróbować. W sobotę miało być wspinanie na Kieżmarski szczyt drogą Lewy Puskas IV i było, a w niedziele treking na na niewymagającym szlaku.
W związku z tym, że trochę się rozbestwiliśmy w dolomitach i spodobało nam się jeżdżenie kolejkami tym razem postanowiliśmy również skorzystać z tego genialnego wynalazku i do Skalnatego plesa zrobiliśmy tylko parę kroków z parkingu do wagonika kolejki. Powrót też planowaliśmy kolejką.
Ze Skalnatego plesa w niecałą godzinkę dotarliśmy pod ścianę, przed nami startował jeden zespół. Poczekaliśmy aż dojdą do pierwszego stanowiska po czym się wbiliśmy w ścianę.
Niestety pierwszy wyciąg nie poszedł zbyt sprawnie, w związku z nieudolnym prowadzeniem liny przez lidera zespołu, ten wyciąg zajął nam około godziny, dodać muszę że Ania jako druga zrobiła go w 15min.
Drugi wyciąg z główną trudnością drogi poszedł lepiej i sprawniej, niestety kolejna strata czasu nastąpiła podczas startu w trzeci wyciąg, pomyliłem kierunek wspinaczki i po kilku metrach musiałem się wycofać do stanowiska. Będąc na Puskasowych półkach przodem do ściany kierujemy się w prawo, tam teren jest na tyle prosty że można go przebiec, założyłem jeden przelot.
Na trzecim stanowisku poczekaliśmy na zespół który był znacznie szybszy od nas żeby ich przepuścić.
Czwarty wyciąg był krótki, z dwoma trudniejszymi miejscami, w jednym miejscu była plakietka, w drugim miejsce na frenda.
Piąty wyciąg za III , spowodował pojawienie się lęków i czujne wspinanie, z częstym osadzaniem własnej protekcji, jak później Ania mówiła w miejscach gdzie były zamontowane ringi albo plakietki, których nie widziałem, bo się ich nie spodziewałem i szukałem miejsc na własną asekurację.
Szósty wyciąg w zasadzie przebiegłem, jednak przed wejściem w niego trochę się zachmurzyło i była obawa przed deszczem, na szczęście wytrzymało do końca bez opadów, Ale zmęczenie dawało się już we znaki. Zarządzanie szpejem z angielskiego „Ekłipment Manadżment” już nie szło tak sprawnie jak na początku, chociaż na początku też szału nie było, lina się jakoś na złość plątała. Rozsądna część zespołu już chciała zjeżdżać, jednak lider był sfokusowany na odklepaniu szczytu.
Siódmy wyciąg poszedł szybko. Na ósmym niestety nastąpiły komplikacje, Liny do stanowiska było na styk, trzeba było naciągać, dodatkowo lina utkwiła w jakieś szczelinie, co zmusiło Anie do wspinaczki w trudniejszym terenie żeby ją wydobyć. To powodowało, że czasu do zmroku mieliśmy coraz mniej, a przed nami jeszcze trzy wyciąg, byliśmy już na tzw Rampie, ale zmęczenie dawało się we znaki. Kolejne trzy wyciągi poszły sprawnie.
Po wyjściu z rampy szliśmy już na lotnej. Do szczytu zostało niewiele, jednak trochę się pogubiliśmy, poszliśmy za bardzo w prawo i musieliśmy się wrócić. Na szczycie zameldowaliśmy się po 8 godzinach wspinaczki. Do zachodu słońca mieliśmy jakąś godzinę.
Do Skalnatego Plesa dotarliśmy po dwóch godzinach, schodząc już w ciemności, a do parkingu niestety już nie kolejką po kolejnych dwóch.
Drugi dzień tatrzańskich wędrówek już sobie darowaliśmy.
Mnich - droga Zemsta Wacława +6;
wspinali Szymon Sarna Michał Bronaszewski i Paweł Grzędziak;
24 sierpnia 2024 r.
Kozi Wierch - filar południowy V
Szymon Sarna Krzysztof Kołodziejczyk
11 sierpnia 2024 r.
W Jaskini Pod Wantą
4 sierpnia 2024 r.
Krzysztof Kołodziejczyk i Szymon Sarna
30.07.2024 – Masyw Bernina, Piz Palu, Filar Bumillera. TD+, V+, lód do 80 st. 800m, 6h.
P. Orawiec, P. Pawlikowski.
Ta droga ma charakter bardziej alpejski niż trzy inne, którymi wspięliśmy się podczas tego wyjazdu. Tutaj trzeba było zmierzyć się z zagrożeniem ze strony seraków i szczelin lodowcowych. To też ciężki plecak, w którym trzeba było mieć sprzęt do wspinaczki w lodzie i na skale.